Czasem coś musi dojrzeć. Czasem ty masz dojrzeć, żeby spotkać się z tym co odkładałaś, o czym zapomniałaś, a może to coś codziennie spoglądało na ciebie.
Robisz krok. Nie wiesz co się wydarzy. Na bok odkładasz wszystkie historię. Wchodzisz w doświadczenie.
Widzisz, że znów pojawia się znajomy ruch.
Kiedyś już to było. Już tam byłaś.
Myślisz „znowu? Znowu powtarzam te historie?”
Dziś jest inaczej, bo dziś jesteś inna. Dziś jest inne od tego co wczoraj.
Kolejna runda w tej spirali życia.
To wydarza się na płótnie.
Działasz. Zatrzymujesz się.
Obserwujesz. Wypełniasz się tym co tu, tym co poza obrazem.
Poza myślą, poza czuciem.
Pustka.
Impuls. Podążasz.
W Vedic Art używamy farb, pędzli, płócien, by zobaczyć coś o sobie. Kiedy wchodzę w proces niezmiennie zachwyca mnie głębokość z jaką można zanurkować już z pierwsza pociągniętą linią.
Czasem pojawiają się łzy wzruszenia.
Czasem czujesz całą sobą, w ciele, umyśle, duszy, że dobrze spędziłaś ten czas.
Jesteś we właściwym miejscu.
A czasem nic nie rozumiesz.
Czasem zostawiasz to co się wydarzyło. Pozwalasz temu być. Po prostu.
Analiza jest tu zbędna. Na analizę przyjdzie czas.
Robi się lżej. Jednocześnie czujesz się: bardziej.
Zapraszam Cię do przeczytania rozmowy z uczestniczką kursu Vedic Art Leilą Kinabalu.
Sylwia Kwiatkowska: Spotykamy się w rozmowie o Vedic Art. Zanim zapytam Cię o doświadczenie i to co odkrywałaś w procesach twórczych poproszę przedstaw się.
Leila Kinabalu: Może powiem, że od dwóch lat współorganizujemy z Tobą w roli prowadzącej warsztaty Vedic Art. Spotykamy się w pięknym miejscu, w lesie, w Puszczy Noteckiej i właściwie od tego się zaczęła ta przygoda z Vedic Art.
A o mnie… Ja ostatnio bardzo intensywnie pracuję z dotykiem, z tantrą, z ciałem, więc spotykamy się tak naprawdę z ludźmi. Masuję Lomi Lomi Nui, ale też masuję tantryczne. Dużo tańczę. To tak ode mnie
S: Tak, ten taniec się przewija i dużo takich tematów, gdzie słyszę od Ciebie o tym czym się zajmujesz i tak jak ja to widzę, gdzie kierujesz się intuicją, kierujemy się intuicją w dużej mierze. Powiedz jak Vedic Art wpłynął na tą część rozwoju osobistego? Czy w ogóle wpłynął? Jeśli tak, to jak na te Twoje działania?
L: Mmm cały Vedic Art jest o tym, aby podążać za sobą od wewnątrz. Od tego tak naprawdę zacząć wszystko co się dzieje. Właściwie to jest kierunek. Poczucie siebie, ciała, swojej energii, ognia, wewnętrznego czegoś co tutaj faluje i porusza każdą naszą komórkę.
Z drugiej strony ta intuicja w Vedic Art jest w jakiś sposób okiełznana taką przestrzenią jaką Vedic Art robi. Nawet tak jak my dzisiaj to spotkanie rozpoczęłyśmy – kreśleniem linii. Tak podążaj za intuicją. A z drugiej strony buduj przestrzeń, gdzie to może falować, gdzie to może zaistnieć. Gdzie będzie bezpiecznie żeby to z ciebie wyszło, materializowało się.
Cały Vedic Art jest dla mnie o tym jak słuchać siebie, kreować. A z drugiej strony też budować ku temu miejsce, czasoprzestrzeń.
Jak mówię o czasoprzestrzeni czy miejscu, to za równo z wnętrza to płynie (Leila pokazuje na serce, cały obszar klatki piersiowej, brzucha). Takie rozluźnienie, elastyczność, przemieszczanie się tych komórek. A z drugiej strony miejsce na zewnątrz, żeby to się materializowało. Żeby wiedzieć, gdzie to włożyć, skąd to wziąć. Jak poruszyć, żeby zrobić temu nowemu, mnie, mojej energii, tam właśnie, tam ukierunkować.
S: Słyszę jak mówisz o ogniu. On bardzo mnie poruszył, bo też widzę obraz za tobą.
L: Tak, to jest obraz, pamiętam o ruchu, wirowaniu, ocean możliwości. Jednocześnie przestrzeń, w której wszystko może zaistnieć. Moc, bo ocean dla mnie niesie taką przestrzeń, która jest tak rozległa i jest tak nieokiełznana, że to się ma nijak z bezpieczeństwem. Tam tak naprawdę wchodzę w moją intuicję. Mogę płynąć intuicyjnie zawierzając tej przestrzeni, temu co jest tam do objawienia. Też podejmując pewne ryzyko. W Vedic Art są lekcje i Ty to doskonale prowadzisz w tych ramach. Człowiek po prostu podczas spotkania się z każdą lekcją, właśnie może pójść na całość z intuicją. A z drugiej strony jest trzymany przez strukturę, której ty jesteś strażniczką. Podchodzisz do tego dzieła wielokrotnie. Może się z nim spotkać z wielu przestrzeni. Ja na przykład w tym obrazie, jak wspominam jak on powstawał to przede wszystkim pamiętam ten moment kiedy było kolejne podejście i pojawiły się kolejne złocenia, kolejny wymiar, wymiar materialny, który w zależności jak spojrzysz na ten obraz tak on zabłyśnie. Tak będzie widoczny. Pojawił się kolejny aspekt tego co możesz użyć. My używaliśmy podczas tych warsztatów różnych elementów z lasu, roślin, kory. Tu akurat pojawił się kleks ze złocenia, gdzie pomógł wiatr. Pamiętam jak obracałam ten obraz to wiatr tak zawiał i rozniósł ten pył. Niezwykłe pracować z Tobą i mieć te warsztaty w przestrzeni, która też żyje, w naturze, która też pokazuje jaki jest flow i ruch w tym co cię otacza.
S: Tak. Zauważać to. Czerpać z tego. Czasami w życiu mamy tak, że „oh tu zawiał wiatr i coś mi tu nie pasuje”
L: Właśnie „ah takie zimno, nie chcę”
S: Na przykład. W Vedic ja odkrywałam coś takiego „o ciekawe co to się stało? co to mi przyniosło?”
Tak jak mówisz o tej wielowymiarowości obrazu, że my robimy krok w bok, w jedną, w drugą stronę i oglądamy ten obraz pod różnymi kątami. Co on dla mnie znaczy? Pamiętam ten obraz, jak słońce pomiędzy drzewami prześwitywało i dawało światło, w którym te złocenia się mieniły.
L: Mam jeden obraz, który jest u mnie umieszczony zamiast lustra. Ważne jest to, że te prace zostają i są taką częścią integracji procesu. Te warsztaty z tobą otwierają nowe przestrzenie. Zmieniają wiele. Następnie po warsztacie te prace, ja przynajmniej, przywożę ze sobą. One znajdują nowe miejsca w przestrzeni, w której żyję. I ten zastąpił lustro. To jest niezwykłe jak przestrzeń może odżyć w ujęciu Vedic Art. No po prostu nie mam lustra w łazience. Mam obraz. To jest zadziwiające. To jest właśnie wyjście poza formę. To jest oglądanie tego świata, tak jak robimy w Vedic, z różnych stron. Było lustro, jest inne lustro. Co tam zobaczysz dla siebie? On ma tytuł „Błękitna Prawda”.
W Vedic jest taka lekcje kiedy spotykasz się z obrazem, który stworzyłaś. Materializujesz siebie jako artystę. W pewnym momencie mówisz „ok, tak, to jest dzieło zamknięte”.Ale też masz czas na to żeby powiedzieć „ok jest zamknięte, albo się domyka, albo się nie zamknie”.Vedic pozwala tak naprawdę zobaczyć tą kreację, która jeszcze się nie ujawniła w tobie. Przynajmniej u mnie tak jest. Zmaterializować ją kreując ją po prostu farbą, pędzlem. Ja bardzo często maluję palcami czy stopami. Tak naprawdę to jest dla mnie performers. Wchodzę w to, kreuję, wychodzę, potem na to patrzę. Niezwykłe jest, że jest dużo czasu.
Te warsztaty są tak przygotowane, prowadzone przez ciebie, że nie ma pośpiechu. Tam jest życie. To miejsce (dom na skraju Puszczy Noteckiej), przynajmniej do tej pory, sprzyjało temu, że ten artyzm, artyści, to wszystko wypływało z takiego codziennego życia. Wspólne posiłki, potem artyzm. Oddalanie się, potem znowu przybliżanie się. Jest też miejsce na to, aby w kręgu spotkać się i opowiedzieć co to mi zrobiło. Czy miałam jakieś trudności. Czy na przykład potrzebuję wsparcia. Jest miejsce na to żeby pracować z grupą. Ale też oddalić się, bo teren jest ogromny, to też jest istotne.
S: jak mówisz o tym to bardzo wraca mi wspomnienie tego pierwszego spotkania – pierwszej majówki. Druga się odbyła onlinowo, po części, a część z Was korzystała z przestrzeni Puszczy i natury. Uśmiecham się do tego tworzenia i bycia twórcą ze wszystkim co jest. Też z innymi ludźmi, którzy są w tej przestrzeni, a nie biorą udziału w procesie Vedic Art, a jednocześnie są w tym procesie twórczym. Z perspektywy nauczyciela obserwowałam jak całe otoczenie żyje Vedic Art. Jak jest kolejna i widzę, jak osoby, które nie biorą udziału w samym malowaniu, tworzą w inny sposób. Doświadczają tej lekcji w inny sposób. Mimochodem obserwują, są w tej przestrzeni i ta energia, wibracja kolejnych lekcji i wibracja, z którą są osoby, uczestniczki i osoby, które nie biorą udziału. Jak to wszystko się przenika i też jak dzieci fantastycznie dołączały.
L: To jest warsztat, który robi miejsce na wszystko. Potrzeba ciszy i uważności, aby wykreować cona przestrzeni serca, intuicyjnie jest i w brzuchu gra. Pamiętam dzieciaki, które malowały swoje ciała i dużo było barw. Pamiętam fantastycznie ujętą pracę dojrzewających dziewcząt. Córka moja Marysia i jej przyjaciółka, plus Olek. Tam jeszcze było wielu małolatów, którzy wzięli pędzle i malowali. Dla dzieci niesamowite było z pracy pseudo nieudanej, wykreować było, wziąć obraz i powiedzieć „o tu nie”, a tu był impuls „zobacz co będzie jak to zamalujesz, przekształcisz?”
Pamiętam taką lekcję z Vedic, gdzie przechodzisz z makro w mikro i właściwie patrzysz przez małą lunetkę na część obrazu i patrzysz co to co tam jest mówi do ciebie. Stwarza się nowa warstwa tego obrazu. Dzieci też pojęły, że tam nie ma błędu. One kreowały z wolnością, odrywając się od systemu ocen, od tego czy dobrze czy źle. Po prostu będąc w tym procesie totalnie wolne i ciesząc się podróżą, podróżą artyzmu, a nie, że mają odwzorować kwiatka czy płotek i ktoś będzie oceniał, że tu jest krzywo.
To jest spotkanie z tym co u ciebie jest i nawet jeśli nigdy nie malowałeś. Ja też była przekonana, że przecież śpiewanie nie, malowanie też nie, bo nie potrafiłam nanosić kresek odwzorowując coś z tego co widziałam. Tutaj jest po prostu wolność. Od razu pozbywasz się oceny czy to wyjdzie czy nie wyjdzie. Płynie to z ciebie. Nanosisz kreski, punkty i to po prostu jest. Właściwie patrzysz na to co jest z innej perspektywy. Nawet tam nie ma „lubię czy nie lubię” „czy to mi się podoba czy nie”. Tam jest po prostu wymiar ponad to.
S: Leila, doświadczyłaś procesu Vedic Art. Mówisz o dzieciach. Wspominam obraz, który zastąpił lustro. Powiedz, jak obserwujesz otoczenie, jak otoczenie reaguje na te zmiany, które zaistniały w Twoim życiu.
L: Na pewno otworzyła się we mnie kreacja i chęć poszukiwania. Czyli to jest sztuka podejmowania z poziomu intuicji, serca zadań, czy wchodzenie na ścieżkę nie dopatrując się jaki tam jest cel. Czyli tak na prawdę od szydełkowania, poprzez gotowanie, ja teraz szyję. To wszystko się otwiera. Nie chodzi o to żeby było dobrze. Chodzi o samo spotkanie. To jest na pewno jedna duża zmiana.
Druga duża zmiana, że to po prostu wciąga. Czyli mamy płótna, wykorzystujemy też tektury i to jest, jak jest na to okazja. Do tego się wraca, to w jakiś sposób się rozwija w Tobie, tak jak gąbka się nasączy. Nasączyłam się i pewien wymiar we mnie już jest i kiełkuje.Do tego bardzo chętnie wracam. Kreując po prostu.
Masz czasem tęsknotę za czymś czego kiedyś doświadczyłaś/eś, a tego już nie ma?
Tęsknota to niezwykle złożone przeżycie, które mieści w sobie wiele skrajności: miłość i brak, poczucie sensu i niespełnienie, twórcze napięcie i smutek, nadzieję i stratę, impuls do ruchu i zatrzymanie. Doświadczając tęsknoty, próbujemy zintegrować w sobie i wyrazić te czasem pozorne sprzeczności.
Poprzedni tydzień przyniósł mi kilka tęsknot, bo odwołane zajęcia, w których biorę udział, więc siadłam do obrazu, który wołał już kilka dni. Bo po udanej konsultacji, w innej podziękowałyśmy sobie za współpracę. Bo w porannym słońcu jem śniadanie na zewnątrz i choć to nie ławka na wsi to mam balkon z widokiem na puszczające pączki drzewo.
Między innymi o mieszczeniu w sobie tych skrajności jest Vedic Art. Na płótnie możesz zauważyć te bieguny, wyrazić je i zobaczyć, że to jest ok, że one wszystkie mają swoje miejsce na tym płótnie, które malujesz, którym później okazuje się życie.
Z Vedic Art zobaczysz, że to historie, że możesz je zostawić i zauważyć jak dużo możesz z tym co masz. Vedic Art bardzo otwiera na możliwości, których się zupełnie nie spodziewasz.
____
Sprawdź 26.03 w sobotę w godz. 9:30-11:30 podczas trzech pierwszych lekcjach Vedic Art za symboliczne 1 zł.
Widzimy, słyszymy się, rozmawiamy, malujemy na zoom. Nie nagrywamy zajęć.
Ania Jaworska jest nauczycielką Vedic Art. Ania wzięła udział w kursie u mnie. W Szwecji skąd wywodzi się ta kreatywna metoda, nauczyciele bardzo często odwiedzają się na swoich kursach. To poznawanie metody na nowo, korzystanie z niej dla swoich aktualnych spraw lub po prostu chęć spędzenia czasu w atmosferze przesiąkniętej twórczością daje dużo odkryć o sobie, relaksu, odprężenia, radości i żywotności.
Zaprosiłam Anię do rozmowy. Przed tobą wywiad o emocjach, wątpliwościach, decyzjach. Metodzie, która może być alternatywną, dodatkowym narzędziem przy mediacjach.
Anna Jaworska: Jak przygotowywałam się do rozmowy z tobą to uporządkowałam sobie obrazy. Próbowałam odtworzyć proces, który mi towarzyszył podczas zajęć Vedic Art. Który obraz był obrazem pierwszym, który drugim. Jak je ułożyłam obok siebie to nie do końca pamiętałam. Próbowałam odtworzyć z notatkami i doszłam do takiego wniosku, że to nie jest jeden proces. W ciągu Vedic Art zadziewa się wiele procesów. Nawet jeśli jeden obraz powstał przy zasadzie numer 3, 4 czy 5 to tak naprawdę on później ewoluował. Potem były dokonywane zmiany. One się przeobrażały. Na przykładzie jednego obrazu, gdzie uchwyciłam to na zdjęciach, uchwyciłam proces, który się zadziewał. Niesamowite. Jeden obraz, który nie jest jeszcze skończony, mam go na zdjęciach w pięciu odsłonach. Kolorystyka była bardzo burzliwa. To było niesamowite. Bardziej na przykładzie zdjęć, mogłam sobie odtworzyć jak to wyglądało. Kiedy ułożyłam obrazy to zobaczyłam, że … oczywiście jest efekt końcowy, mam wspomnienia, natomiast nie ma tej całej drogi dojścia do tworzenia.
Dla mnie w Vedic Art generalnie pięknym jest proces, czy procesy, które się zadziewają. Te zmiany, które zadziewają się w ciągu życia.
Oczywiście obraz jest dla mnie wspomnieniem, dla mnie konkretnie. U mnie w tym procesie, na zajęciach, po zajęciach, nastąpiło wiele zmian, w życiu osobistym, zmian w życiu zawodym. Gdybym spojrzała na datę startu zajęć i na datę końcową to widzę jak dużo więcej wydarzyło się w życiu, jak wiele osiągnęłam, jak wiele decyzji podjęłam. Patrząc na obraz mam swoje emocje, mam też przepracowane swoje emocje. Jak zaczynamy malować to wchodzimy z jakimiś emocjami i uczuciami, które nam towarzyszą. Potem w trakcie zajęć, w trakcie zmiany kolorów, tych zmian, które się zadziewają, ten obraz może nie mieć nic z tego okresu początkowego. Oczywiście warstwy może gdzieś tam będą, czy wymieszane kolory.
Mam po zajęciach Vedic Art różnorodne refleksje.
S: Mówiłaś o tym, że na niektórych obrazach nic już nie nanosiłaś, że jest proces zamknięty przy niektórych z nich. Patrzysz na te obrazy po czasie i widzisz je inaczej. To jest ciekawe. Powiesz coś więcej?
A: Tak. Jak patrzę na jeden obraz to mam wspomnienie tego co mi towarzyszyło malując, jaki to był proces. Tak myślę, że jeden obraz to jeden proces, conajmniej. Jak patrzę sobie na obraz to widzę ten proces i drogę dojścia. Natomiast jak zestawiłam wszystkie obrazy ze sobą to nawet miałam taką refleksje, że one do siebie nie pasują. To, że trudno jest mi ułożyć z nich kompozycję, bo są inne kolory, inne wzory.
Jest jakaś płynność między nimi, bo one są moje.
Natomiast jest taka dynamika, taka różnorodność.
Oczywiście jak później zrobiłam zdjęcia to nagle stwierdziłam „Wow podobają mi się”.
Nagle z nich łatwiej było mi stworzyć jakąś kompozycje.
Jest dynamika.
Tak jak powiedziałaś, w zależności, gdzie się obraz postawi, ułoży, jak pada światło, one cały czas mam wrażenie, że pracują.
Teraz jak patrzę na swój obraz z tego punktu widzenia, to zupełnie inaczej wygląda niż obraz położony pod ścianą czy powieszony na sztaludze. Za każdym razem można czytać coś innego.
S: Masz za sobą jeden z obrazów
A: Tak. Nie ma jeszcze tytułu, natomiast był bardzo dynamiczny. W trakcie kursu, w tzw. międzyczasie byłam na urlopie. Część kursu odbywałam w Polsce, część za granicą. To był ostatni obraz przed wyjazdem i brakowało mi tego obrazu jak kontynuowałam kurs za granicą. Miałam jego zdjęcie. Jak wróciłam do domu to bardzo się ucieszyłam, że on jest. Pomyślałam sobie, że on jest mniejszy niż wydawało mi się, że jest. On powstawał przez kilka lekcji. To był obraz, który bardzo ewoluował i doszedł do takiego momentu kiedy stwierdziłam, że to jest to.
S: Jakbyś miała powiedzieć czego Ty się dowiedziałaś podczas kursu Vedic Art o swoim procesie twórczym, o sobie jako twórcy, co odkryłaś?
A: Chyba nie myślę o sobie w ten sposób jako twórcy. Pracuję w dwóch zawodach. Vedic Art jest dla mnie dodatkowym procesem, nad którym się zastanawiam co z nim zrobić. Jak wykorzystać tą metodę czy do doradztwa edukacyjno zawodowego, którym się zajmuję czy włączyć do mediacji. Chyba nie myślę o sobie jako twórcy, bardziej myślę o procesie i emocjach. Dla mnie jest to rzecz o emocjach. Ja przerobiłam sobie mnóstwo emocji i podjęłam mnóstwo decyzji, więc dla mnie jest to zastosowanie praktyczne w życiu. Jak patrzę na obraz to nie widzę, że stworzył go… Trudno mi uchwycić się w tej definicji stwórcy. Bardziej wchodząc w Vedic Art byłam w procesie podjęcia jakiejś decyzji. Jak zaczęłam proces to miałam kilka pootwieranych tematów, a jak skończyłam to jeszcze się okazało, że po Vedic Art te tematy się kończyły.
S: Czyli tak naprawdę ta twórczość w Twoim życiu przejawiała się po prostu w życiu, w podejmowaniu decyzji, w kreowaniu tej swojej rzeczywistości, decydowaniu…
A: Dokładnie tak.
S: Mówisz o emocjach, przeżyciach, że tutaj jest wiele procesów, które się zadziały podczas kursu Vedic Art. Jednocześnie Vedic Art nie jest metodą terapeutyczną. Ona jest bardzo transformującą metodą. Tak jak mówisz te emocje się przetransformowały.
A: Dokładnie. Wspominałam Ci, że malowałam jeden obraz, który mam wrażenie, że nie jest zakończony. Być może mam wyjechać na urlop żeby go dokończyć 🙂 To jest ten obraz, który ma 6 czy 7 odsłon. To jest niesamowite, bo zaczęłam malować i pierwszy tytuł jaki nadałam to, że to są „wątpliwości”. Nagle, tak jak mówiłam o emocjach towarzyszących, nagle tych emocji pojawiło się mnóstwo. Zaczęły mi towarzyszyć, wychodzić w farbach, w różnych wzorach, różnych kolorach. Nagle stwierdziłam, że ok są wątpliwości, pewnie powstaną jakieś decyzje. Zaczęłam sobie przeformułowywać trochę ten proces żeby z wątpliwości powstały decyzje. Widziałam jak bardzo proces tworzenia też się zmieniał. Te wątpliwości gdzieś zniknęły. Jak zaczynałam z wątpliwościami to teraz tych wątpliwości nie mam, a mam przed sobą kilka wariantów decyzji na przykład do podjęcia. Tak sobie myślę, że jeszcze chodzę bardziej z decyzjami, ale ciągnie mnie już do farb, żeby usiąść i namalować, że to ze sobą współgra.
Dla mnie, może jako mediatora, zajmuję się rozwiązywaniem różnych konfliktów, tworzeniem, pomaganiem klientom w tworzeniu różnych alternatyw, to dla mnie Vedic Art jest właśnie takim procesem. Jeśli nie wiesz na poziomie głowy to dotknij swojego serca. Weź farby, podobrazia, wyraź swoje emocje, może wątpliwości czy decyzje, które chciałbyś czy chciałabyś podjąć i w taki sposób może wymalować kilka obrazów. Zobacz co za tym stoi. Gdzie ci jest bliżej. Jak czujesz. Nagle się okazuje, że głowa z sercem się dogaduje. Widzisz, że wyszło z ciebie. Jesteś tym stwórcą, o którym wspominałaś. Nagle się okazuje, że to się ubiera w ładne kolory. Nawet jeśli ktoś tu nie widzi konotacji osobisto-zawodowych to tutaj są takie.
To jest też dla mnie forma medytacji. Taka żeby się nie zastanawiać na poziomie głowy, którą opcję wybrać, tylko żeby bardziej poczuć to z serca, ciała. Dla mnie jest ta metoda o tym.
S: Mówisz o formie medytacji, czy relaksu i koncentracji – ja przynajmniej tak odnajduję się w Vedic Art. Powiedz jak Ty się czułaś w procesie twórczym i jak się czułaś po zakończeniu, kiedy już przeszłaś cały kurs Vedic Art.
A: Poczułam, że dla mnie jest to forma medytacji. Czułam, że zeszło napięcie, że jestem ubogacona, wzbogacona, że jest mi łatwiej, że mam więcej możliwości. Też odkrywam swoją kreatywność w życiu, w podejmowaniu decyzji. Nagle pojawia się tak wiele możliwości, różnorodnych. Jest w czym wybierać. To jest niesamowite, że poprzez kontakt z pędzlami, z malowaniem intuicyjnym, że się tyle dzieje.
Jak pytasz z czym wychodzę z tego procesu to wychodzę taka bardziej ugruntowana, bardziej pewna siebie, z wieloma pomysłami do podjęcia, z większą chęcią do działania.
S: Mówisz, że jest dużo tych opcji, szeroka paleta, a jednocześnie mówisz, że czujesz się bardzo ugruntowana.
A: Tak, w pewnym sensie doszłam do takiego wniosku, że czasami łatwiej jest wylać na podobrazie farby, a potem wylać kolejną i wylać kolejną. To trochę tak jakbyśmy dokładali emocje w życiu. Wyciskamy, mieszamy, malujemy, tworzymy i nagle wychodzi z tego coś takiego co znowu jest, może być emocją. To co nam towarzyszy. Że jest nam za ciemno. Widzimy, że te emocje się kumulują, może to trudne emocje. Potem czuję nagle, że chciałabym coś zmienić, że tego jest za dużo. Zauważyłam w procesie jak bardzo kolor oddziaływuje. Jak jest za ciemno to czuję z ciała, że potrzebuję dodać jakiegoś innego koloru, potrzebuję światła albo potrzebuję coś wymieszać, coś zmienić. Na płótnie, ponieważ jesteśmy skoncentrowani na tym teoretycznie jednym miejscu, są farby, mamy przestrzeń dookoła. Łatwiej jest połapać te kawałki ze sobą niż w życiu, gdzie podejmujemy decyzje tak różnorodne, które dotyczą mnie lub wielu osób.
Nagle okazuje się, że w tej przestrzeni malowania, takiego zaangażowania w 100%, okazuje się, że to można przenieść na życie. Tak jak mogłam pomieszać farby, mogłam zmienić… w ogóle fantastyczne jest to, że ja mogłam zmienić.
Na przykład mam czerwony obraz, a za chwilę ten obraz może być żółto-zielony.
Myślę sobie „wow, jakie to jest fajne, że tak szybko, że daje sobie w ogóle prawo do zmiany”. Zauważyłam, że w życiu, czy w moim, czy jak pracuję z klientami, że czasami klienci nie dają sobie tego prawa do zmiany. Tutaj też jest takie wahanie. Widzę, że coś ładnego już wyszło, ale czuję gdzieś, że to jeszcze nie jest to.
Tak samo w związkach. Trochę przerzucam się z tematem na moją podstawową pracę, mediacyjną, na przykład nad relacjami. Widzę, że ludzie dochodzą do takiego momentu, że jest dobrze. To trochę tak jak z tym obrazem. Jest dobrze, ale coś mi tam nie pasuje. Zastanawiam się czy dodać jeszcze farby, coś zeskrobać, zmyć. Tak jak w życiu, czy może coś powinnam jeszcze zmienić, czy pójść na terapię, czy może jeszcze nie ten związek, nie ta osoba, może nie ta relacja w ogóle. Mam takie wrażenie, że z farbami jest trochę łatwiej. Jak już się odważyłam na zmianę to zobaczyłam, że „wow, to coś fajnego jest”, że daję sobie prawo, że doświadczyłam takiego tak naprawdę procesu zmiany, więc w życiu też daję sobie to prawa na przykład żeby coś zmienić. Coś co wygląda ładnie, ale tego nie czuję. Takie mam przekonanie, że jak moje ciało doświadczyło pozwolenia sobie na zmianę to w innej sytuacji życiowej, a nie na przykład w Vedic Art też mi jest łatwiej na taką zmianę pozwolić. Stąd mówię, że jest dużo emocji i dużo różnorodnych procesów. Tutaj mówię akurat o podejmowaniu decyzji czy o jakiejś zmianę czy o wychodzeniu. Widzę bardzo duże podobieństwa.
S: Wcześniej mówiłaś, że zmieniałaś miejsce podczas kursu, malowałaś z różnych przestrzeni. Też wiem, bo jesteś nauczycielem Vedic Art, malowałaś w plenerze. Ciekawi mnie twoja perspektywa, różnych form kursu i tego doświadczania. Jak Ci było w takiej wersji onlinowej?
A: Powiem tak, że jest to bardzo ciekawa wersja dla mnie, ciekawa opcja. Zwłaszcza w takiej sytuacji w jakiej byliśmy – pandemii. Dla mnie jest to taka forma medytacji, relaksacji, więc w tej konkretnej sytuacji kiedy byliśmy zamknięci w domu, cieszyłam się na propozycję pomalowania. Tak jak mówisz, jestem nauczyciele Vedic Art i mogłabym to zrobić sama ze sobą. Wziąć notatki na przykład i sobie to odtworzyć, ale to nie jest to samo. Jak dostałam zaproszenie od Ciebie to z chęcią je przyjęłam, bo w grupie jest jednak inaczej. Jeśli ktoś prowadzi i ja się temu trochę poddaję to się koncentruję nie na samym procesie żeby nim zarządzić, tylko żeby wejść i go doświadczyć.
Muszę powiedzieć, że ta forma bardzo mi odpowiadała na moje potrzeby nawet takiego przemieszczania się.
Kiedy wyjechałam z Polski mogła kontynuować proces za granicą, a potem znowu wrócić i go zakończyć. To było ciekawe, że zmieniały się formy. Był taki moment kiedy wyjechałam na urlop i nie miałam tam praktycznie nic. Musiałam sobie zakupić. Proces takiego poszukiwania, to trochę tak jak w życiu. Zmieniają się okoliczności, zmieniamy miejsce chwilowego nawet zamieszkania i szukamy co jest nam potrzebne.
Nagle się okazuję, że mogę tą potrzebę zaspokoić w taki czy inny sposób. Nagle się zaczynam cieszyć, że kupiłam sobie farby, a w sklepie obok znalazłam podobrazie. Później czy mi się opłaca kupić sztalugę? No tak. Dla samego kończenia procesu – tak!
To są takie fajne decyzje. Bardzo ciekawe żeby w różnorodnych miejscach pod oświadczać, czy w plenerach, czy na balkonie chociażby. W kursie online jesteśmy przy komórce czy laptopie i możemy gdzieś się przemieścić, także bardzo ciekawe doświadczenie.
S: No właśnie w Polsce mamy te upatrzone sklepy, ulubione farby, a mi się teraz przypomina jak byłam w Indiach i na straganie kupowałam farby i okazało się, że one są tak plastyczne, tak się dobrze mi nimi malowało. W miejscu, w którym byłam była kobieta, która ma duże doświadczenie w malowaniu i powiedziała, że to są naprawdę bardzo dobrej jakości farby. To dla mnie było ciekawym doświadczeniem, jak się odnajdujemy w nowym miejscu, poszukujemy narzędzi, które są nam potrzebne w tym momencie w zupełnie innych okolicznościach.
A: Tak, dokładnie.
S: Tak mi się teraz przypomina, że w grupie bardzo głęboko wchodziłyśmy. Mimo tego, że się nie widziałyśmy fizycznie, tylko przez ekran komórki czy laptopa to często było tak, że były ciary na skórze, łzy, wzruszenia i różne inne emocje się pojawiały. To mi przychodzi we wspomnieniu.
S: Powiedz jest coś takiego co byś jeszcze chciała powiedzieć o Vedic Art?
A: Bardzo polecam generalnie tą metodę, bo to jest metoda procesowa, odkrywania siebie. Dla mnie to jest metoda też o budowaniu relacji, relacji ze sobą, o odkrywaniu siebie, swojego potencjału, o swojej kreatywności i o formie relaksacji. W tej jednej metodzie można znaleźć przestrzeń dla wielu różnorodnych działalności, obszarów życiowych.
Taką mam trochę analogię, że to może być jako forma mediacji samemu ze sobą. Mogę pójść na mediacje z partnerem, czy z kimś kto jest mi bliski i mediować słownie, a mogę też wziąć obraz i dojść do pewnych decyzji w takim procesie twórczym. Bardzo zachęcam do takiego udziału.
Bardzo dziękuję tobie za możliwość spotkania się online, za zaproszenie. Nawet jeśli jest się nauczycielem Vedic Art to warto, tak jak mówiłaś w naszej rozmowie, budować społeczność, warto korzystać wzajemnie ze swoich warsztatów. Nagle się okazało, że ja odkrywała zupełnie inne oblicze tej metody, metodą online, inny nauczyciel prowadzący, inna grupa, inna przestrzeń, bo bardziej przez laptopa, komórkę, nie w plenerze, nie w pracowni, tylko tu gdzie jesteśmy w czterech ścianach na przykład. Do wykorzystania podłoga, czy stół, czy sztaluga, o obok w pokoju na przykład rodzina, bo sytuacja była jaka była. To jest niesamowita przestrzeń. Warto sobie taką przestrzeń zorganizować, być samemu ze sobą. Także bardzo zachęcam.
Magda wzięła udział w Vedic Art online ze swoją 5-letnią córką Nadią.
Zapytałam Magdę m.in. o to jaka jest jej największa korzyść z udziału w kursie Vedic Art. Jak jej się tworzyło w przestrzeni online. Jak odnosiłyśmy Vedic Art do życia codziennego. Jak Vedic Art zmienia perspektywę. Jest o docieraniu do siebie, do głębokiego „czy ja tego chcę i jestem na to gotowa”. Jest o uwolnieniu i lekkości jaka przychodzi gdy wchodzisz w doświadczenie.
Sylwia Kwiatkowska Vedic Art i muzykoterapia: Witam was na spotkaniu z moim gościem, uczestniczką kursu Vedic Art, Magdą. Magda opowiesz o sobie?
Magda Jacewiczowa: Cześć, bałam udział w kursie Vedic Art u Sylwii razem z moją córką Nadią. Nadia ma prawie 6 lat. Z jednej strony nie miałam innej możliwości niż to żeby ona mi towarzyszyła, a z drugiej drugiej strony ona jest bardzo kreatywną osóbką i wiedziałam, że udział w kursie razem ze mną sprawi jej dużą radość.
To było bardzo fajne, rodzinne doświadczenie, jednocześnie bardzo dużo z tego czerpałam.
Sylwia: Powiesz jaka jest największa korzyść? Co wzięłaś z udziału w Vedic Art? Na czym skorzystałeś będąc na kursie Vedic Art?
Magda: Największą korzyścią dla mnie z udziału w kursie Vedic Art było nabranie zaufania do siebie. Zrozumienie i poczucie tego, że tylko ja wiem jak jest dobrze, tak żeby to było dobre dla mnie. Że nie ma, czy to w malowaniu czy to w życiu, bo Vedic Art bardzo przekłada się na życie i na codzienność, że nie ma zewnętrznych zasad, które trzeba śledzić. I jak będziesz postępować zgodnie z tymi zasadami to wtedy będzie poprawnie, „piątka”, siadaj. Tylko, że to wszystko jest w środku, we mnie. Vedic Art pozwolił mi bardziej wsłuchać się w ten mój wewnętrzny głos, dopuścić go, usłyszeć.
Sylwia: Obserwowałam jak obie się wyrażacie, bardzo różnie, na swoich przestrzeniach, podglądałam to na ekranie. Jak Ci było w takim doświadczeniu, w dużej bliskości ze swoją córką? Właściwie ramię w ramię, byłyście przy jednym stole.
Jak Ci się pracowało w takiej przestrzeni online, a jednocześnie na miejscu mając drugą osobę, która tworzyła?
Magda: Z jednej strony było ciekawe doświadczenie. Jakbyś rok temu zaproponowała mi kurs malowania intuicyjnego i jeszcze przez internet, to raczej bym powiedziała, że jest to niewykonalne. Rzeczywistość zmieniła się. Okazało się, że dużo rzeczy można zrobić online. To było ciekawe doświadczenie. Jeśli chodzi o to, że tworzyłyśmy razem, właściwie to tworzyłyśmy obok siebie, bo każda z nas tworzyła swoje, to było z jednej strony bardzo Inspirujące dla mnie doświadczenie. Ze swoim bagażem i doświadczeniem. Jak ja rozumiem to o czym ty nam odpowiadałaś. I jak świeże, niewinne i zupełnie inne, czasami zupełnie inne, a czasami właśnie trafiające w samo sedno miała spojrzenie moja córka. Nie wiedziałam jak to będzie. Czy będę musiała jej tłumaczyć o co w tym chodzi? Na czym to polega? Te pojęcia czasami są mocno filozoficzne. Wydawałoby się, że nie na poziomie intelektualnym pięciolatki. Natomiast jak ona czasami z tego wyciągała samo sedno, to ja byłam w wielkim szoku i byłam zachwycona tym.
Z drugiej strony udział ze swoim dzieckiem generował dla mnie trochę stresu. Stresowałam się czy ona nie będzie za bardzo przeszkadzać? Czy będę mogła się skupić wystarczająco? Równocześnie zwracać uwagę na dziecko, które jest koło mnie. Która chce teraz krzyczeć albo skakać. Albo jest głodna. Dla mnie było stresujące to, że musimy zdążyć z posiłkiem przed zajęciami, żeby ona zjadła, żeby to nam nie pochłaniało czasu z zajęć. Tu miałam dużo obaw, takich swoich. Natomiast sposób w jaki ty prowadziłaś te zajęcia i twoje podejście do mojej córki skaczącej po łóżku jak orangutan, to jak ty z tego wyciągałaś takie mądre rzeczy, to naprawdę było bardzo fajne. Mój początkowy, duży stres, zanim zaczęły się zajęcia, był o tym czy ona nie będzie przeszkadzać w lekcji. Nie musi mieć chęci brać w niej udziału cały czas, ale czy nie będzie zaburzać. Myślę, że nie zaburzała, a wręcz wnosiła bardzo dużo. Podobało mi się to. Tutaj widać twoje doświadczenie w kontakcie z dziećmi. Albo może masz takie intuicyjne podejście do dzieci, że naprawdę z dużą ciekawość podchodziłaś do niej i z uwagą. Bardzo to było dla mnie uwalniające.
Sylwia: Tak, tutaj rzeczywiście kierowałam się w dużej mierze intuicją. Mam oczywiście doświadczenie w prowadzeniu zajęć z dziećmi, natomiast Nadia była pierwszym dzieckiem, które brało udział online. To było dla mnie też bardzo ciekawe doświadczenie. Jednocześnie widziałam jak ona tworzy nie tylko na płótnie, nie tylko farbami, w co wchodziła bardzo płynnie, z dużą odwagą, chęcią i ciekawością, a jednocześnie tworzyła w zupełnie innych przestrzeniach. Co też widziałam i to właśnie wystarczy zobaczyć, powiedzieć, nazwać i zrobić na to przestrzeń. Powiedz jak tobie było wtedy, w momentach kiedy Nadia byłam w okolicy i też uśmiecham się do tych momentów, kiedy widziałam totalne skupienie i totalne twoje wejście w proces tworzenia.
Opowiesz jak było u ciebie z momentami twórczości?
Magda: Tak, na początku było mi ciężko. Miałam taką obawę, podzieliłam się z tobą tym, że nie będę się w stanie skoncentrować mając obok dziecko, które często wchodził ze mną w interakcje. Ty powiedziałaś, że im bardziej będziesz to ćwiczyć, tym bardziej będziesz w stanie do tegodotrzeć, do tego co jest w środku, nawet jeśli w otoczeniu będzie chaos. Oczywiście w swojej głowie podeszłam do tego twojego stwierdzenia bardzo sceptycznie. „Aha, no napewno, nie jestem w stanie skoncentrować się na jednej rzeczy, jak tu mam skaczącego goryla, który się domaga mojej uwagi”. Ale tak jak mówisz, i ja bym może tego sama nie zauważyła. Ty zauważałaś, że ja właśnie wchodziłam w ten stan. Było tak jak przepowiedziała Sylwia. Faktycznie im bardziej, im częściej kontaktowałam się z sobą, tym głębiej potrafiłam wchodzić, nawet tego nie zauważając. Ile tutaj się dzieje, poza naszą myślą, poza naszą… z jednej strony poza naszą świadomością, ale świadomością w sensie racjonalnego spojrzenia, takiego umysłowego pojmowania, a jak naprawdę docieramy do świadomości tego co jest w środków nas. Łapanie tego kontaktu to jest dla mnie bardzo duża zasługa Vedic Art. Bardzo dużo się u mnie zadziało na tym poziomie.
Sylwia: Nawiązałaś do tego, że…
odnosiłyśmy Vedic Art do życia codziennego.
To mnie ciekawi. Takie skontaktowanie się z sobą, o którym mówisz. Tydzień temu brałaś udział w ostatnich zajęciach Vedic Art. To był cykl 10 spotkań, widziałyśmy się przez 10 tygodni.
Jak ty dostrzegasz to w przestrzeniach poza płótnem, poza pędzlami, malowaniem?
Magda: Zanim powiem o tym jak to wyglądało u mnie, to to co mi się bardzo podobało w tym jak ty to prowadziłaś. Te czasami trudne do zrozumienia pojęcia, albo wydawałoby się oderwane od codzienności, sprowadzałaś do takich bardzo praktycznych, życiowych sytuacji, czy przykładów, czy opowieści ze swojego życia. Przez to to było bardzo czytelne. Dało takie zrozumienie „aha to o to tu chodzi”. To mi się bardzo podobało, że tak to uziemiałaś. Te wszystkie wzniosłe koncepcje, bardzo metafizyczne, czy bardzo głębokie, mówiące o wartościach, jakościach, ty ściągałeśz tej chmury i pokazywałaś, że stoimy twardo na ziemi i widzimy jak to, te wartości jak one się przejawiają, jak one się mogą przejawiać, do czego można je odnieść.
Widziała jak Vedic wpływał na moje postrzeganie różnych sytuacji w życiu. Te sytuacje same w sobie nie ulegały zmianie, ale Vedic pozwalał mi spojrzeć na nie świeżym okiem. Zobaczyć coś zupełnie innego. Tam gdzie mi się wydawało, że „no nie ma opcji, nie ma, po prostu jest trudna sytuacja i ta sytuacja na mnie negatywnie wypływa” i nie widziałam żadnego rozwiązania, otwierały się takie klapeczki. Pokazywały „może wcale to nie jest tak jak ty to widzisz”. To nie jest tak, że magicznie moja trudna jakaś sytuacja się rozwiązała. Zobaczyłam, że mogę na nią spojrzeć inaczej. Emocje, które przeżyłam podczas malowania, one mi pozwoliły tą sytuację inaczej zobaczyć. Pozwoliło mi otworzyć się na zobaczenie, dostrzeżenia innych rozwiązań. Może to dać odświeżające spojrzenie. Pozwolić na zmianę perspektywy, ale nie w taki sposób w jaki by się wydawało. Czasami było to dla mnie zaskakujące, ale też łatwe.
To mi pokazywało, że mimo tego, że coś jest ciężkie, jak to zobaczę inaczej, może z tej strony się otworzy rozwiązanie, a możesz z innej. To dawało mi lekkość w trudnej sytuacji. Było bardzo pomocne. W mojej konkretnej życiowej sytuacji zaczęłam się zastanawiać nad głębokim „czy ja tego chcę?”. Nie na takim „no tak! fajnie, idę w to, bo w sumie tak, czemu nie”. Tylko nad takim moim „czy ja naprawdę teraz, w tej chwili tego chcę i jestem na to gotowa”. Pozwoliło mi tak bardzo głęboko zejść do siebie i zapytać siebie czego ja potrzebuję teraz. Czy to jest akurat ten pomysł czy nie. Takie pozwolenie sobie na to żeby dokonać wyboru. Nie żeby to było zgodnie z tym co byłoby dobrze, że tak trzeba, że jest jakaś okazja, którą trzeba wykorzystać, no to trzeba wykorzystać. Tylko z tym czego ja tak naprawdę teraz chcę i potrzebuję.
S: Chcesz Magda powiedzieć o takim konkretnym przypadku ze swojego życia nazwać to co się wydarzyło? Może akurat to zbyt świeże o czym mówisz.
Ja np. Vedic Art użyłam do ułożenia swojego biznesu.
Przez część naszych zajęć nawiązywałam do tego. Może ty chcesz powiedzieć o takim konkretnym przypadku ze swojego życia? mniejszym większym?
Do czego użyłaś tego czego doświadczyłaś w kursie Vedic Art?
M: Na razie nie chciałabym opowiadać o konkretach. Ale bardzo mnie ciekawi to co mówisz o tym, że przez Vedic Art przepuściłaś swój biznes. Bardzo mnie intryguje ten temat. Mam nadzieję, że będziesz filmik na ten temat nagrywa. Albo poopowiadasz przy drugim kursie. Bardzo mnie to ciekawi. Teraz mam takie pomysły, które też bym może chciała przez to przepuścić, ale nie wiem jak.
S: Jasne. Tu przypomina mi się takie otwarcie i spojrzenie na różne tematy z innej perspektywy. Obrócenie płótna. Coś jest tutaj ciężkie, takie mi się wydaje, więc spojrzę z innej perspektywy. Przypomina mi się jak jedna z uczestniczek opowiadała o tym, jak połamały się wszystkie stojaki na pomidory. Późna wiosna, ona na działce, tu te pomidory, do sklepu daleko. Co ma zrobić? Przeszła się do lasu i znalazła idealne patyki. Użyła natury, która była w pobliżu. Nie trzeba zaraz jechać do sklepu i kupować specjalnie do tego przygotowanych narzędzi.
Można korzystać z tego co się ma na miejscu.
Tutaj uśmiecham się, bo przypomina mi się ostatnie nasze spotkanie kiedy Nadia użyła naturalnych składników do malowania, tego co było pod ręką. Chcesz o tym powiedzieć?
M: Tak, to było bardzo fajne i taka bardzo duża kreatywność, jaką ma moja córka czasami tak mnie zachwyca. To jest coś co ja mam wrażenie, że my wszyscy mieliśmy tylko nie wszyscy nawet może nie zachowaliśmy, ale nie wszyscy mamy nadal z tym kontakt. Z taką nieskrępowaną chęcią robienia czegoś, próbowania bez myśli„co będzie jak się nie uda? wyjdzie brzydko? to nie jest do tego?” Moja córka zaczęła wyciskać borówki, które miałyśmy jako przekąskę. Ona teraz by chciała robić farbę z naturalnych składników. Pierwsza moja myśl „no nie, zaraz to zacznie pryskać i będziemy całe w tym soku”. Później sobie przypomniałam, że faktycznie o tym rozmawiałyśmy. Kiedyś ludzie nie szli do sklepu po farby. Tworzyli z naturalnych barwników. Z roślin, owoców. Zaczęłyśmy eksplorować ten temat. Okazało się, że borówki nie są chętne do wyciskania soku. Próbowałyśmy wycisnąć wyciskarką do czosnku. Trochę koloru nam się udało z tego wykrzesać. Potem zaczęłam myśleć jakie naturalne, bądź mniej naturalne składniki mamy pod ręką. Przyniosłam syrop malinowy, który zaczęłyśmy rozlewać na płótnie. Później córka poprosiła o inne kolory. Był bezbarwny żel aloesowy i krem w spraju, żeby było łatwo wyciskać. Później miałyśmy wspólną zagwozdkę czy to utrwalić, czy to wyschnie. Wyschło bez niczego, ponad dobę, nie utrwalałyśmy tego niczym. Jest dzieło. To był fajny eksperyment. To było interesujące, że miałam taką pierwszą blokadę. Przypomniałam sobie, że rozmawiałyśmy o tym czy to było łatwe, czy to się tak da faktycznie.
S: Dziękuję ci, że o tym wspominasz, bo o tym jest Vedic Art, o wchodzeniu w doświadczenie. Nie analizowaniu co będzie, czy jaki kolor będzie, jak tego użyć, czy to wyschnie. Zastanawianie się, szukanie informacji, co zrobić. Czasami, i tego uczy nas Vedic Art, że po prostu można zostawić. Okazuje się, że jest rozwiązanie. Samo wysycha. Pozwalasz temu utrwalić się, jak tylko chcesz. O tym też jest Vedic Art.
Powiedz Magda jakbyś miała zachęcić innych do udziału, co to by było?
M: Dla mnie kurs Vedic Art to była podróż w stronę siebie, do kontaktu z sobą. Spotkania ze swoją kreatywnością. Ze swoją, jakby to patetycznie nie zabrzmiało, duszą. Z tym co jest tam gdzieś w środku, w nas. Pozwolić się temu wyrazić poprzez formę malarską, która jest czasami tylko narzędziem do tego. A czasami nie tylko narzędziem, bo później ten efekt może trwać i może dalej się dziać.
Bardzo podobało mi się to jak mówiłaś żeby zostawić obrazy. Żeby one były tak ustawione w domu żeby można było na nie patrzeć. Żeby one nie były schowane zaraz po namalowaniu, ukryte. Żeby były na widoku. Faktycznie, te obrazymają, każdy swoją, energię. One tą energią emanują. W miarę przebywania z nimi, patrzenia na nie, ich energia może się zmieniać. To było dla mnie bardzo interesujące doświadczenie. Poczucie tej mocy obrazów. Bardzo długo nie mogłam doczekać się, aż będę miała zawieszone półeczki i sobie je pięknie porozstawiam. Nie będą musiały stać na podłodze, oparte o meble. Na początku myślałam, że będę siedzieć cały czas i na nie patrzeć, bo w końcu mogę z nimi poprzebywać. Pierwszy sposób w jaki je ustawiłam to uznałam, że jest za dużo. Tyle się działo, że nie mogłam tego wytrzymać. Było tyle różnych energii na jednej, dość małej przestrzeni. Szczerze, dla mnie to było za dużo. Moja córka też ciężko to zniosłam, mimo, że chciałyśmy mieć te obrazy poustawiane. Były postawione też jej obrazy. Mówiła, że aż jej się w głowie kręci jak na nie patrzy. Ja też miałam takie uczucie, że tego jest za dużo. Jak je poprzestawiałam, pogrupowałam tak, że te obrazy ze soba korespondują. To też jest fajne, że moje obrazy rozmawiają miedzy sobą. Jak moja córka zobaczyła, że namalowałam oko to ona też namalowała oko. Tak moje obrazy rozmawiają z jej obrazami. Jak już sobie to pozmieniałam to faktycznie byłam zaskoczona. Nie wiem czy uwierzyłabym gdyby ktoś mi o tym opowiadał o „energiach obrazów”, to nie wiem czy bym sceptycznie do tego nie podeszła. Vedic nauczył mnie żeby słuchać tego, jak mi się wydaje, że jest za dużo, bo energia obrazu, to znaczy, że jest za dużo i energia obrazów. Kiedy je poprzestawiałam, by energie były bardziej zrównoważone, te które były mocno naładowane, żeby nie były koło siebie tylko na przeciwległych ścianach, to już zaczęło być inaczej, przyjemniej, już mogę siedzieć z przyjemnością i spoglądać.
S: Bardzo ci dziękuję za to co mówisz o wibracji, która jest na płótnach. Sama też tego doświadczamy i dzisiaj rano też przedstawiałam obrazy u siebie w mieszkaniu. To jest też efekt, o którym mówiła mi inna uczestniczka. Po Vedic Art masz coś namacalnego z czym jesteś po tym kursie. Tu się bardzo dużo wydarza. Można powiedzieć, że to jest właściwie kilka lat terapii, tak dużo się przetwarza, transformuję, podczas tworzenia. Jednocześnie po tych 10 spotkaniach w wersji online czy po czterodniowym całym kursie Vedic Art ty zostajesz z obrazami, masz płótna, masz tą wibracje, która się zadziała. Masz tą kreację i tą ciekawości, o której wspominałeś.
Masz otwartość dziecka, z którą my przychodzimy na świat.
Tak jak Nadię obserwowałyśmy tworzącą sześcioletnią dziewczynę. My to mamy w sobie. To wszystko z czym jesteśmy znalazło się na płótnach, z tym świadomym, nieświadomym, podświadomym. Z tymi wibracjami wznoszącymi, bo Vedic Art, ja mam takie doświadczenie, jest bardzo wznoszący. Te wibracje są z nami przez długi czas po kursie. Cieszę się i dziękuję ci za to, że wspominasz o tym, że obrazy tak pracują. Cieszę się też, bo wspominam, jak mówiłaś o tym, że znajomej malować obraz mocy.
M: Tak dla mojej przyjaciółki namalowałam obraz mocy. Będę jej go przesyłać. To był taki cichutki podszept. Cieszę się, że go posłuchałam. Chociaż tutaj głos krytyka bardzo mnie od tego odwodził. Nie posłuchałam go. Obraz powstał. Mam nadzieję, że będzie służył. Że jego energia zostanie odebrana. Jak nie, no to trudno. Ja zrobiłam co w mojej mocy żeby stworzy z najlepszymi intencjami.
S: O tym jest Vedic Art. Wchodzimy w doświadczenia i czujesz, słyszysz czasami bardzo cichy głos, podszept swojej intuicji,
a czasami taki bardzo wyraźny, aż namacalny, aż kręci się w głowie od tej informacji, którą słyszymy. Po prostu robimy i tak to jest.
Dziękuję Ci Magda za rozmowę. Pozdrowienia dla Nadii, która teraz jest w przedszkolu.
M: Tak, my też bardzo dziękujemy. Nadia już nie może się doczekać następnych spotkań. Wydrukowałam jej dyplom, który dostałyśmy od ciebie, każda z nas na zakończenie pierwszego cyklu. Ku mojemu zaskoczeniu ona w ogóle nie byłam zadowolona jak jej dałam dyplom. Dzieci zazwyczaj lubią takie rzeczy jak dyplomy. Powiedziałam, że „dostałaś, jest twoje imię”. Jak zapytałam o co chodzi to okazało się, że ona po prostu nie chce kończyć tych lekcji z Sylwią. Ona nie chce żeby to się skończyło. Myślę, że weźmiemy udział w drugiej część. Bardzo dziękujemy za piękne doświadczenie. Za to, że w takich trudnych warunkach, bo wirtualnych ty tworzysz taką przestrzeń, w której tyle się może zadziałać.
S: Niech się dzieje najlepsze co może dla nas w tym momencie. Dziękuję bardzo i do zobaczenia.
Medycyna dźwięku – praktyczne zastosowanie i przykłady dla profilaktyki zdrowia
W ciszy usłyszysz siebie.
Czym może być dźwiękoterapia?
Dziś dźwięk jest dla mnie jak preludium ciszy, jak mięciutki kocyk, w który się otulam, jest jak rozwijany dywan, po którym wkroczy cisza, a wraz z nią głębokie połączenie z intuicją.
W terapii dźwiękiem wykorzystuję m.in. misy i gongi.
Czasami osoby, które uczestniczą pierwszy raz w relaksacjach pytają czy ten dźwięk może zaszkodzić. Odpowiadam, że różne dźwięki nas otaczają. Dźwięk działa przede wszystkim na układ nerwowy. Dobrze żeby grająca osoba miała świadomość kogo ma na sali i jakiej techniki użyć. Nieumiejętne wykorzystanie instrumentów, które z założenia przynoszą relaks i odprężenie, może niepotrzebnie napinać i wywoływać stres. Przy zajęciach grupowych zaznaczam, że można w każdym momencie wyjść z sali jak tylko poczujesz, że jest to dla Ciebie za dużo. W terapii dźwiękiem chodzi przede wszystkim o Twój relaks, dzięki któremu ciało samo się regeneruje.
Jak dźwiękoterapia zmienia fale mózgu?
Jak to się dzieje, że przechodzisz w stan medytacji, kiedy słyszysz misy i gongi? Jak to jest, że automatycznie przenosisz się w stan, kiedy Twój umysł ma większą łatwość puszczania myśli?
Misy dźwiękowe, terapeutyczne, tybetańskie, śpiewające emitują tak zwane dudnienie. Fale dźwiękowe zataczają kręgi. Rytm wprowadza umysł w stan alfa, stan tuż przed zaśnięciem. Przenosisz się głębiej w stan theta, delta, głębokich medytacji. Wchodzisz w stan homeostazy, samozdrowienia. Na codzień najczęściej funkcjonujemy w stanie gamma, beta.
Fale gamma są falami mózgowymi powyżej 30 Hz, do 80–100 Hz. Towarzyszą działaniu i funkcjom motorycznym.
Fale beta mają częstotliwość od 13 do ok. 28 Hz. Jest to rytm gotowości, zwykłej codziennej aktywności, percepcji zmysłowej i pracy umysłowej. Specyficzna aktywność beta towarzyszy również stanom po zażyciu niektórych leków.
Fale alfaod 8 do 12 Hz, są spoczynkowe, charakterystyczne dla stanu relaksu, odprężenia, gdy leżymy z zamkniętymi oczami, przed zaśnięciem i rano po przebudzeniu. Wykorzystywane są w technikach szybkiego uczenia.
Fale theta od 4 do 7 Hz, są najczęściej występującymi falami mózgowymi podczas medytacji, transu, hipnozy, intensywnego marzenia, intensywnych emocji. Dla tej częstotliwości tok myśli staje się niespójny i zanikają związki logiczne, co wyraźnie widać na przykładzie myślenia w czasie marzeń sennych.
Fale delta od ok. 0,5 do 3 Hz, występują w stanie najgłębszego snu, podczas głębokiej medytacji, także u małych dzieci i w przypadku pewnego rodzaju uszkodzeń mózgu.
Zbadano, że podczas terapii dźwiękiem:
wzrasta amplituda fal wolnych (alfa, theta, delta) w korze mózgowej,
zmniejsza się zużycie tlenu przez organizm o około 10-20%,
zwalnia się rytm oddychania,
zmniejsza się liczba uderzeń serca o około trzy uderzenia na minutę,
zmniejsza się ciśnienie tętnicze krwi,
zmniejsza się napięcie mięśni.
Fala dźwiękowa jest jak fala wody, która drąży skałę. Dotyka miejsc, które są zastałe w naszych ciałach. W subtelny sposób porusza, rozmiękcza miejsca, gdzie coś się zatrzymało na poziomie fizycznym, jest stanem zapalnym, zatrzymaną emocją, trudnością psychiczną, czy duchową, czymś w czym utknęliśmy i nie wiemy jak się z tego wydostać. Fala dźwiękowa wprowadza przepływ tam gdzie go brakuje.
Jak terapia dźwiękiem uwalnia blokady w ciele?
Przekonałam się o tym podczas mojego pierwszego spotkania z misami. Podczas kilkudniowego spotkania, gdzie ideą było rozmawianie o emocjach, podświadomie czułam, że coś jest nie tak. „Kisiłam” to przez pierwsze dni, niewiele mówiłam od siebie. Moja głowa w lot łapała co się dzieje na sali. Obserwowałam, wewnętrznie analizowałam, nieświadoma swoich emocji. Przedostatniego dnia „coś” tak mi się zacisnęło w żołądku, że nie byłam w stanie wyprostować się, zjeść obiadu. Znajomy zaproponowała masaż dźwiękiem mis tybetańskich. Wcześniej moja głowa podpowiadała, żeby trzymać się od tego z daleka, bo to chyba jakaś „czarna magia”. W bólu wyłączyłam myślenie. Zgodziłam się na sesje z dźwiękiem. Misy wibrowały na ciele. Czułam jak „gula”, którą miałam w brzuchu przesuwa się w górę. W pewnym momencie trudno było mi złapać oddech, miałam zacisk w gardle. Po kilku uderzeniach w misę, w okolicach szyi „coś” eksplodowało. Wykrzyczałam zdanie, które do dziś pamiętam. Z dźwiękami puściłam zacisk, puściły węzły. Popłynęły łzy.
Później na sali do jasności umysłu, która towarzyszyła mi przez pierwsze dni przyszło odczuwanie z serca. Pamiętam, że to co mówiłam zdawało mi się nielogiczne, a za razem klarowne, spójne, momentami wzruszające do łez, przeszywające do szpiku kości.
To pierwsze spotkanie z misami było dla mnie rodzajem inicjacji.
Kilka tygodni później zamówiłam trzy podstawowe misy. Kiedy przyszły, rozłożyłam je na stole w kuchni. Uderzyłam pałką i wszystko wokół zaczęło wibrować. Poczułam jak dużą mają moc. Wiedziałam, że chcę nauczyć się grać profesjonalnie, by świadomie nieść tę moc dalej w świat.
Po 11 latach pracy w korporacji, zaczęłam pisać nowy rozdział swojego życia.
Kilka dni później wzięłam udział w kąpieli dźwiękowej. Zobaczyłam jak wiele dźwiękowych wydarzeń jest na wyciągnięcie ręki. Warsztaty narodzin bębna szamańskiego. Tańce intuicyjne do muzyki na żywo. Praca z głosem. Podczas tych wydarzeń obserwowałam wiele synchroniczności, znaków, wizji, obrazów przepełnionych kolorami i zwierzętami mocy.
Na początku mojej drogi z dźwiękami zadziwiałam się różnicą z jaką misy grają w zależności od tego kto jest w pobliżu, jakie to jest pomieszczenie czy otwarta przestrzeń. Pierwszy szok przeżyłam kiedy po dwóch tygodniach wydarzeń rozwojowych, pojechałam do puszczy prowadzić Vedic Art – warsztaty kreatywnej metody rozwoju osobistego z wykorzystaniem malarstwa intuicyjnego. Wieczorem po trzecim dniu malowania usiedliśmy w kręgu. Zaczęłam grać na misach. Wibracja, melodyjny dźwięk, który zdawał się nie kończyć, jasno pokazał mi kolejny raz jak duża jest moc dźwięku, jak wiele może on opowiedzieć używając języka z innej przestrzeni.
Daję Ci tu różne oblicza tego co może przynieść relaksacja, masaż dźwiękiem. Możesz mieć odczucia w ciele, bardzo fizyczne, możesz mieć wizje, wglądy, możesz nic nie poczuć i nie pojawią Ci się żadne obrazy. Każdy z nas indywidualnie doświadcza dźwięku. Każdy z nas różnie odbiera wibracje.
Zapraszam Cię do zauważania tego co słyszysz, świadomego wybierania na czym skupia się Twoja uwaga. Słuch jest zmysłem, który pierwszy budzi się każdego dnia. Skorzystaj z tego i daj sobie kilka sekund, może minut zanim otworzysz oczy. Kieruj uwagę od dźwięku do dźwięku. Może deszcz równo wybija rytmy, może autobus zatrzymuje się pod oknem sypialni, może śpiew ptaków, może oddech. Złap jeden dźwięk, bądź z nim na 100% i puść. Kieruj uwagę od dźwięku do dźwięku. Pomiędzy dźwiękami wydarza się cisza. W ciszy wyraźniej usłyszysz siebie. To głos Twojej Duszy. Zdecyduj za czym podążysz.
Twój głos Twoim instrumentem w dźwiękoterapii. Jak zacząć?
Ostatnio odkrywam jak fantastycznym instrumentem o działaniu terapeutycznym jest nasz głos.
Eksploruję z mantrami, białym śpiewem, pieśniami, mruczeniem, odetchnięciem, wzdechnięciem z dźwiękiem. Czuję jak wracam do korzeni. Być może Twoja babcia, tak jak i moja, śpiewywała krzątając się po domu, lepiąc pierogi albo pracując w ogrodzie. Pamiętasz? Teraz kiedy Ci o tym piszę przypominam sobie ile w tym było ciepła, otulenia.
Wracajmy do tego.
W ostatnim sezonie pracowałam w ogrodzie, siałam, pieliłam i… śpiewałam. Warzywa obrodziły w obfitości. Kiedy je jedliśmy uśmiechałam się do tych dźwięków, które są zapisane w pokarmie.
Dźwięk karmi nasze ciało i nasze ciało jest spragnione dźwięków o wysokich wibracjach. Słyszę to gdy na sesje dźwiękowe przychodzi klient z trudnością. Misa w pierwszych uderzeniach całą swoją dźwiękową falę oddaje ciału. Na zewnątrz nie wiele słychać. Dopiero kiedy ciało się napełni, nasyci dźwiękami, słychać melodie, dźwięk rozgaszcza się w przestrzeni.
Zgłębiam wiedzę na temat medycyny dźwięku i mam dla Ciebie podpowiedź od Dr Kulreet Chaudhary z jej książki „Sound Medicine”
Dla doszy Vata powtarzaj poniższe mantry w celu przywrócenia równowagi Vaty, by uspokoić nadpobudliwość
Hrim – daje zdrowie serca, kreatywność, współczucie i poczucie fizyczności
Klim – to pomoc w ukrwieniu, trawieniu, gładka skóra, spokój umysłu, wzmocnienie układu rozrodczego i odpornościowego
Dla doszy Pitta – powtarzaj w celu chłodzenia i równoważenia Pitty
Aim – otwiera głos i płuca oraz oczyszcza zmysły
Srim – zwiększa ogólną energię i koncentrację oraz uczucie troski
Dla doszy Kapha – powtarzaj by zachować ciepło i stymulację, pomoże równoważyć Kaphę
Hum – stymuluje energię w całym ciele, od przewodu pokarmowego przez układ odpornościowy po mózg
Dum – wytwarza ochronną energię, duchową i fizyczną
W internecie znajdziesz te mantry z różną wersją melodyjną, różnym tempem. Sprawdź, co będzie dla Ciebie odpowiednie, która najbardziej Ci podpasuje. Wejdź w doświadczenie przez kilka, kilkanaście dni, regularnie, kilka minut dziennie. W ten sposób balansuj wyprowadzoną z równowagi doszę. Możesz też stosować je w nagłych stanach nadpobudliwości, paniki, wybuchów gorąca czy potrzebie poruszenia energii w ciele.
Lubię motto jednego z nauczycieli Marii „Gram praktyki waży więcej niż tona teorii”
Po prostu zacznij. Nawet teraz kiedy czytasz ten tekst, później idąc ulicą, w parku przypomnij sobie sylabę, która jest dla ciebie i zacznij powtarzać.
Z czasem zobaczysz, że przychodzi to naturalnie. Może bardziej naturalne będzie śpiewanie, mówienie, wibrowanie zupełnie czegoś innego, kolędy, pieśni ludowej, piosenki, którą usłyszałaś w radio.
Pamiętam jak jeździłam do pracy i wewnętrznie wiedziałam, że zbliża się koniec mojego bycia w biurze na etacie. Jechałam na rowerze pomiędzy autami, przez centrum miasta i śpiewałam w głos. Najczęściej była to mantra ochronna „Aad Guray Nameh”.
Zapiszę ją dla Ciebie tak jak się wymawia:
Ad gure name Dżugat guru nam Sat gure name Siri guru deve name
Tłumaczenie:
Kłaniam się Jednej, Pierwotnej Mądrości, Kłaniam się Mądrości Prawdziwej przez wieki. Kłaniam się Prawdziwej Mądrości. Kłaniam się wielkiej niewidzialnej Mądrości.
Pamiętam jak jedna z moich nauczycielek opowiadała, że śpiewa ją przed pójściem do urzędu. Zobacz jak na ciebie podziała. Jak się będziesz czuć z wibracją tej mantry. Może zobaczyć też zmiany w paniach z urzędu 😉
Ciekawa jestem Twoich eksploracji z dźwiękiem. Napisz jeśli masz chęć podzielić się swoimi odkryciami, efektami info@sylwiakwiatkowska.com
Z wdzięcznością
Sylwia Kwiatkowska
P.S. Załączam Ci ściągawkę, którą możesz wydrukować, powiesić na lodówce, tablicy korkowej w biurze lub mieć pod ręką w torebce: Mantry dla równoważenia dosz
Tęsknota to niezwykle złożone przeżycie, które mieści w sobie wiele skrajności: miłość i brak, poczucie sensu i niespełnienie, twórcze napięcie i smutek, nadzieję i stratę, impuls do ruchu i zatrzymanie. Doświadczając tęsknoty, próbujemy zintegrować w sobie i wyrazić te czasem pozorne sprzeczności.
Poprzedni tydzień przyniósł mi kilka tęsknot, bo odwołane zajęcia, w których biorę udział, więc siadłam do obrazu, który wołał już kilka dni. Bo po udanej konsultacji, w innej podziękowałyśmy sobie za współpracę. Bo w porannym słońcu jem śniadanie na zewnątrz i choć to nie ławka na wsi to mam balkon z widokiem na puszczające pączki drzewo.
Między innymi o mieszczeniu w sobie tych skrajności jest Vedic Art. Na płótnie możesz zauważyć te bieguny, wyrazić je i zobaczyć, że to jest ok, że one wszystkie mają swoje miejsce na tym płótnie, które malujesz, którym później okazuje się życie.