Ten obraz malowałam na II stopniu Vedic Art. Kiedy byłam uczestniczką. Wczoraj jedna z uczestniczek kursu, który prowadzę online była wcześniej niż pozostałe kobiety. Zaczęłyśmy rozmawiać. Zapytała o obraz, który wisiał za mną. To właśnie było Śnienie.

Wspomnienia z tym obrazem wróciły. Wróciły też kolejne obrazy, które to płótno ma na sobie. Pamiętam, z uśmiechem, przypominam sobie kiedy zaczęłam malować to płótno. Kiedy wzięłam je do rąk. Kiedy badałam jaką ma strukturę, fakturę, to czyste płótno. Ta bawełna naciągnięta na drewnianą ramę. Jak faluje. Jak porusza się. Jak jednocześnie brakuje jej 100% napięcia. Zdziwiłam się. Inne miałam oczekiwanie. Postawiłam to płótno, lekko niezadowolona, bo jaką jakość ma takie nie-naprężone… Teraz się do tego uśmiecham 🙂 Oparłam podobrazie o drzewo. Zaczęłam zastanawiać się. Myślałam „co ja tutaj namaluję?”. Kiedy siadam do Vedic Art często pierwsze chwile są właśnie z myślami. Ze wspomnieniami. Z byciem w umyśle. W lewej półkuli. „co ja tutaj teraz namaluję?” – gadam ze sobą. Mój rozum kręci się jak w kołowrotku chomik. Wtedy niewiele myśląc, nie ciągnąc tych myśli, po prostu zaczęłam działać. Przyciągnęły mnie cienie, które padały na płótno. Cienie liści drzew, gałęzi. Mój cień, który padał na to czyste białe płótno. Zaczęłam te cienie obmalowywać różnymi kolorami. Wiele nie pamiętam, dziś. I zaczęłam przekręcać później to płótno.

Ktoś podszedł, pytał co na nim jest. Pamiętam, że już od pierwszych pociągnięć pędzla, od pierwszych form, które pojawiły się na tym obrazie ten ktoś kto pytał był zainteresowany i zaciekawiony. Podobało mu się to co było na podobraziu. To płótno przechodziło wiele transformacji.

Myślę, tak czuję bardziej, że wielu z nich ja nie pamiętam. To co pamiętam wyraźnie, to jest kosmos, który pojawił mi się trzeciego dnia warsztatów. Kosmos na tym płótnie. Pełno gwiazd, których wcześniej nie widziałam. Których nie dostrzegałam będąc w procesie twórczym. Po prostu to przechodziło przeze mnie. Wieczorem, po warsztacie, wróciliśmy ze spaceru. Lubię te momenty kiedy zaglądam do pracowni mówiąc „dobranoc” swoim stworzeniom. I wtedy byłam dłuższą chwilę z tym obrazem właśnie. On wyglądał zupełnie inaczej.

Czy mam go na zdjęciach?

Kiedyś robiłam zdjęcia poszczególnym etapom swoich obrazów. Czasem jestem w takim przepływie, że kolejne warstwy powstają a ja ich nie zauważam. Tak właśnie dzieje się Vedic Art. Tworzysz dla samego tworzenia. Dla radości tworzenia. Bycia w tym czym jesteś. Wtedy wiele się transformuje, wiele dokonuje.

Następnego dnia rano, wstałam wcześniej przed zajęciami, przed spotkaniem z grupą. Wzięłam pod pachę to rozgwieżdżone niebo, ten kosmos, który zobaczyłam wieczorem i wyszłam na wschód słońca. Słońce, które powoli, powoli przebijało, wydrapywało się zza horyzontu. Promieniami oświetlało łąkę, na której stałam przed obrazem. Gdzieś w oddali widziałam bociana. Był na śniadaniu. I ja zaczęłam malować wschodzące słońce. Rozszczepione światło stworzyło tęczę.

Była na moim obrazie. I tak słońce nabierało kształtów. Byłam z tym obrazem bardzo bardzo długo. Pamiętam kiedy w południe poczułam gorąco słońca w zenicie i to gorąco, ten ukrop, to wszystko co się lało z nieba, rozlało się na moim obrazie. To słońce płynęło. Farba opływałam obraz.

I kręciło się wszystko wokół. Schowałam się w cień z płótnem. Słońce zostało. Wróciłam na zajęcia i oparłam płótno na pagórku obok, miejsca, w którym mieliśmy warsztat, w którym spotykaliśmy się w kręgu. Ja byłam wtedy na drugim stopniu i zostałam dłużej z nauczycielką Vedic Art. Rozmawiałyśmy. Nagle zauważyłam, że na moim płótnie, na mój obraz, spada właśnie, ześlizguje się, jaszczurka i zatrzymuje się w gęstej farbie, która nie zdążyła jeszcze zaschnąć.

Wzięłam kartkę i próbowałam ją uratować. Wzięłam ją pod wodę, żeby przepłukać to czym była oblepiona. Niestety farba akrylowa… Jaszczurka odeszła. I tak siedziałam z tą jaszczurką…

Wróciła ona w innej postaci do obiegu. W cyklu życia i śmierci. Na moim obrazie po jaszczurce został fragment przypominający ptaka. Widać wyraźnie. Widzisz go na pierwszym zdjęciu? Jest w górnej części słońca. Z rozpostartymi skrzydłami.

Idę teraz, kiedy opowiadam Ci o obrazie, nagrywam się na dyktafon, i właśnie na mojej drodze, dwa metry ode mnie, ulatuje bażant. A z drugiej strony skacze zając. Tak nas otacza ta natura. Tak się odbywa to śnienie na jawie.

Po tym obrazie, przypominam sobie jeszcze, przebiegł też pies. Widzisz ślad na pierwszym zdjęciu na prawo od centrum? Wesołe stworzenie, przyjechał odebrać swoją właścicielkę, jedną z uczestniczek warsztatu. Z radości biegał po całym podwórku, nie patrząc czy biegnie po obrazach czy po trawie. Na obrazie jest też liść, który spadł pomiędzy jednym a drugim pociągnięciem pędzla.

Jestem naturą. Tak odbywa się śnienie.

I na koniec. Uśmiecham się jeszcze do jednej historii, którą przypominam sobie pisząc ten post. Miała być burza. Grzmiało. Miało być coś spektakularnego. Wystawiłam płótno na zewnątrz. Z dużej chmury… tylko kilka kropli. Więc stanęłam na płótnie. Zaczęłam malować stopami. Później w ruch poszła woda z węża.

Łapałaś/Łapałeś kiedyś równowagę chodząc po płótnie?

Chcesz sprawdzisz jak Ci z tym będzie? 😉

Jest możliwość 🙂 8. grudnia startujemy z kursem Vedic Art https://www.sylwiakwiatkowska.com/vedic-art

Zapraszam Cię.

Do zobaczenia w tym śnieniu na jawie.